Wieś Głębowice znajduje się w zachodniej części województwa małopolskiego przy lokalnej drodze łączącej Oświęcim z Andrychowem, 10 km od Zatora i 15 km od Wadowic. Wieś położona
jest w rozległej dolinie nad potokiem Stronik i graniczy m.in. z Nidkiem, Osiekiem, Gierałtowicami i Gierałtowiczkami oraz Polanką Wielką. Na terenie Głebowic mieści się kilka kompleksów stawów
hodowlanych wchodzących w skład tzw. Doliny Karpia, czyli charakterystycznego układu stawów i grobli, ukształtowanego w czasach średniowiecza i do dziś eksploatowanego.
Najstarsze wzmianki o Głębowicach pochodzą z drugiej połowy XIII w., kiedy to na mapie ziem księstwa oświęcimskiego pojawiła się wieś o nazwie ecclesiae de Glambowicz. W pierwszej połowie XV stulecia Głębowice znalazły się w rękach rodziny rycerskiej herbu Kornicz, której przedstawiciele przyjęli nazwisko Głębowski, a na początku XVI w. przeszły na własność rodu
Gierałtowskich herbu Szaszor.
Prawdopodobnie w Głębowicach stał niegdyś zamek obronny będący siedzibą zbójników beskidzkich i właśnie na jego miejscu Jakub Gierałtowski, sędzia księstw oświęcimskiego i zatorskiego, wzniósł nowy dwór wieżowy otoczony fosą. Za czasów Jakuba Głębowice stały się prężnym ośrodkiem kalwinizmu, a dwór ważną siedzibą polskiej reformacji. Po zmarłym w 1564 roku Jakubie Gierałtowskim zachowała się płyta nagrobna, którą w połowie XIX w. Tytus Dunin polecił wmurować w filar ogrodzenia miejscowego kościoła, gdzie znajduje się do dzisiaj i stanowi najstarszy nagrobek tego typu w małopolsce.
W 1636 roku Gierałtowscy sprzedali Głębowice staroście oświęcimskiemu i barwałdzkiemu, Krzysztofowi Komorowskiemu, po którym przejął je – opustoszałe, zaniedbane i w złym stanie, zapewne przez działanie czasu - jego krewny, kolejny sędzia księstw oświęcimskiego i zatorskiego, Jan Pisarzowski herbu Starykoń.
Pisarzowski w 1646 roku zainicjował rozbudowę głębowickiej siedziby i częściową wymianę wyposażenia wnętrz, zmieniając skromny dwór w okazałą rezydencję renesansową o charakterze pałacowym. Wydarzenie to upamiętniono tablicą fundacyjną, której dolną część stanowił kartusz barokowy z wypukłą, eliptyczną tarczą obwiedzioną sznurem pereł z inskrypcją łacińską, a górną - bogato rzeźbiona tarcza herbowa podzielona na cztery pola z godłami herbowymi Starykoń, Korczak, Kornicz i Nabram III (?), ozdobiona obfitymi labrami i hełmem z koroną z wbitym toporem, należącym do herbu Starykoń.
Tablica wmurowana nad wejściem do pałacu od strony północnej przetrwała tam do 1999 roku, kiedy to padła ofiarą kradzieży.
W 1647 roku Pisarzowski zlecił postawienie w jednym z pomieszczeń owalnego, barokowego pieca kaflowego, w którego górnej części rytmicznie rozmieszczone zostały duże kafle z tarczami mieszczącymi herb Starykoń, litery J.P.Z.P.Z.O.Z.P. (mające oznaczać: Jan Pisarzowski z Pisarzowa Ziemi Oświęcimskiej i Zatorskiej Pisarz), oraz rok 1647.
W drugiej połowie XVIII w. z inicjatywy kolejnego właściciela Głębowic, chorążego krakowskiego Adama Pisarzowskiego, przebudowano pałac w stylu barokowym oraz otoczono go włoskim ogrodem geometrycznym od północy i parkiem krajobrazowym od wschodu, które to wydarzenie upamiętniono wmurowaniem w 1773 roku tablicy fundacyjnej z czerwonego marmuru z inskrypcją łacińską.
Adam z Pisarzowic, Pisarzowski Vexillifer (nosiciel sztandaru) w Palatynacie Krakowskim, tę świątynię, która wcześniej około roku 1646 przez Jana Sędziego Księstwa Zatorskiego i Oświęcimskiego, jako dziedzictwo jego przodków, została odbudowana i odnowiona, w końcu w ciężkich czasach lub z powodu zaniedbania przez kolejnych posiadaczy, bardzo zniszczoną, odnowił, przywrócił i udekorował dla dobra swojej rodziny oraz komfortu gości. Po zmianie stylu wejścia, posadził przyjemny dla oka ogród z wybranymi owocowymi drzewami. Rok Pański 1773. (wolne tłumaczenie)
Tablica fundacyjna przetrwała do 1826 roku, kiedy majątek w Głębowicach nabył od syna Adama, Jana Pisarzowskiego, Ludwik Dunin ze Skrzynna (1790 - 1833), właściciel Gierałtowic.
Dziwne wydarzenie towarzyszyć miało sprzedaży Głębowic. Otóż w chwili, kiedy opuszczał zamek Jan Pisarzowski, żegnając się z ludźmi płaczącymi, czerwona tablica z napisem fundacyi, jakby na znak, że nie jest tam więcej potrzebna, oderwała się od muru, przed jego nogami padła i w kawałki się rozleciała. Takie to wrażenie zrobiło na panie szambelanie, że kazał ją w ramy dębowe oprawić i jako stół służyła mu do śmierci.
Majątek głębowicki był w posiadaniu rodziny Duninów od 1826 do 1939 (1945) roku. Po Ludwiku, którego ludność wspominała jako wspaniałego, szlachetnego i wielkodusznego gospodarza, kolejnymi właścicielami byli: Tytus Dunin ze Skrzynna, Albina hrabina z Bobrowskich herbu Boleścic Tytusowa Duninowa, Stanisław Dunin ze Skrzynna, Maria z Ursyn-Pruszyńskich herbu Rawicz Stanisławowa Duninowa i Józef Stanisław Dunin ze Skrzynna. Najstarsi mieszkańcy wsi wspominają ten ród z sympatią i wielkim szacunkiem.
Syn Ludwika, Tytus Dunin ze Skrzynna (1819-1860), po ślubie z Albiną hrabiną z Bobrowskich w 1844 roku rozpoczął renowację i częściową przebudowę wnętrz pałacu oraz umeblowanie pierwszego piętra. W czasie trwających ponad dwa lata prac remontowych natrafiono w baszcie na skrytkę i zamurowaną w niej urnę z prochami. Nigdy nie udało się ustalić czyje to były prochy, ale odprawiony został z należytą czcią ich pochówek.
Po śmierci Tytusa majątek odziedziczyła jego żona, Albina hr. z Bobrowskich Tytusowa Duninowa (1822-1893), a następnie syn, Stanisław Dunin ze Skrzynna (1848-1903), dziedzic wielce szanowany, który dla swojego ludu był prawdziwym ojcem i bratem. W 1888 roku Stanisław ożenił się z Marią z Ursyn-Pruszyńskich herbu Rawicz, która po śmierci męża wydzierżawiła Głębowice i przeniosła się z dziećmi do położonego bliżej Krakowa dworu w Kopytówce.
Zgodnie z wolą Stanisława Głębowice odziedziczył syn Józef Stanisław Dunin ze Skrzynna (1896-1980), który od 1920 roku, kiedy to wygasła umowa dzierżawna, objął zarządzanie majątkiem i był jego ostatnim właścicielem do 1939 (1945) roku.
Posiadłość, pozostająca przez wiele lat w rękach niedbałych najemców była w stanie dość zapuszczonym. Józef Stanisław przeprowadził renowację wnętrz pałacu, gruntowną restaurację i modernizację całego obiektu oraz odtworzył XVIII-wieczny włoski ogród geometryczny.
W okresie międzywojennym pałac głębowicki zaliczany był do najświetniejszych rezydencji wiejskich Galicji, a w 1937 roku został uznany za obiekt zabytkowy pierwszej grupy.
Józef Stanisław dzięki swym dużym umiejętnościom i jak sam twierdził dość szczęśliwej ręce, stosunkowo szybko doprowadził majątek do stanu wręcz kwitnącego.
Za jego czasów było to świetnie prosperujące i rozwijające się gospodarstwo z obszernymi sadami owocowymi, ogrodami warzywnymi, plantacją truskawek (z której plony dochodziły do dwóch ton dziennie), i szparagarnią (dostarczającą w okresie wiosennym do 50 kg szparagów dziennie).
Wybudowano wzorową oborę szwajcarską z hermetycznymi zbiornikami na gnojowicę, nowoczesną chlewnię zarodową dla loch dużej rasy angielskiej, utworzono sztuczne pastwiska dla bydła i - korzystając ze sprzyjających warunków terenowych na podmokłych łąkach - liczne stawy do hodowli karpia królewskiego oraz uruchomiono wytwórnię kiszonej kapusty i cegielnię.
Józef Stanisław jako zamiłowany myśliwy urządzał łowiska celem podniesienia stanu zwierzyny na terenach własnych i dzierżawionych, jak i specjalnie rozwijał hodowlę bażanta.
Ponadto wyremontował budynki gospodarcze, wybudował nowe czworaki dla pracowników rolnych a także współuczestniczył, m.in. przez bezpłatne udostępnienie terenu, w założeniu miejscowej mleczarni. Podjął również inicjatywę budowy nowej szkoły, ale nie spotkało się to z aprobatą lokalnej społeczności i na jej powstanie trzeba było czekać jeszcze około ćwierć wieku.
Wielu mieszkańców wsi znalazło zatrudnienie w gospodarstwie, a pracując u dziedzica przekonywali się do używania kosiarek, żniwiarek, kartoflarek i innych maszyn rolniczych, powoli odchodząc od kos, sierpów i kopaczek.
W okresie międzywojennym w głębowickim pałacu toczyło się bujne życie towarzyskie. Odbywały się w nim przyjęcia, spotkania, bale, ale przede wszystkim słynące na całą okolicę polowania. To właśnie tam działało założone przez Józefa Stanisława Podkarpackie Koło Jazdy Myśliwskiej, którego celem było propagowanie hodowli koni i sportu konnego. Częstym gościem majątku był Henryk Dobrzański Hubal.
Na początku II wojny światowej władze niemieckie doceniając wysoki poziom gospodarstwa w Głębowicach założyły w majątku szkołę rolniczą i siedzibę letnią dla organizacji Hitlerjugend. Stanowisko zarządcy objął von Weinetgrun Betriebsführer, który już w styczniu i lutym 1940 roku skierował do Ludwika Dunina, brata Józefa Stanisława, dwa pisma stwierdzające, że cały inwentarz ruchomy i nieruchomy zamku jest z rozkazu Komisarza Rzeszy zajęty na własność Rzeszy i niczego zabrać nie wolno.
Niemcy natychmiast przystąpili do adaptacji pałacu do nowych zadań, rozbierając szereg oryginalnych ścian i wymurowując je w innych miejscach. Całkowicie zniszczyli bibliotekę wraz z archiwum rodzinnym ostatnich właścicieli Głębowic, książki łacińskie i niemieckie wywieźli, zaś polskimi palili w kominkach przez długie lata okupacji. Podobny los spotkał dokumenty, portrety, miniatury, porcelany saskie i starowiedeńskie, cenne dzieła sztuki i antyki, jak choćby relikwiarz i szafkę z kości słoniowej z Męką Pańską. Przerabiali bezmyślnie antyczne meble, np. z zabytkowej, XVII-wiecznej szafy zrobili szafki nocne. Na terenie parku pobudowali fińskie domki, a włoski ogród geometryczy ustroili w brzozowe drzewka.
Poza tym jednak w majątku panował niemiecki porządek i gospodarstwo, ogrody, sad i stawy były w pełni wykorzystywane, jakkolwiek produkcja ryb spadła o 80%.
Opuszczając pałac pod koniec wojny okupanci wywieźli m.in. dwa piękne renesansowe portale, antyczne meble, obrazy, a przy tym rozebrali najwspanialszy zabytek - owalny, barokowy piec postawiony tu w 1647 roku przez Jana Pisarzowskiego. Późniejsza historia pieca nie jest do końca jasna, lecz wiadomo, że w 1949 roku ówczesny dyrektor muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Karol Estreicher przewiózł go do Collegium Maius i postawił w reprezentatywnej sali Stuba Communis, gdzie znajduje się do dnia dzisiejszego.
Po wojnie majątek rozparcelowano, a pałac otrzymał w gospodarowanie Ośrodek Hodowli Zarodowej w Osieku. Pomieszczenia pałacu przeznaczono na mieszkania dla robotników rolnych, biura, stołówkę pracowniczą, magazyny zbóż, warzyw i owoców oraz wylęgarnię i hodowlę drobiu.
Belkowane stropy zamalowano wapnem i podzielono ściankami sale z sufitami lustrzanymi i salon czerwony z pięknym, wielopłaszczyznowym, stiukowym sklepieniem. Zdewastowano lub rozkradziono ocalałe stiukowe kominki oraz dębowe i kamienne portale. Wykuwano nawet cegły, z których zbudowane były pałacowe ściany, a renesansowe, polichromowane belki stropowe wyrzucono na gnojówkę. W parku wycięto szereg pięknych drzew ozdobnych oraz całą aleję grabową. Porozbijano ławki i stoły kamienne. Ozdoby i elementy ogrodzenia, dwa kamienne lwy z północnej bramy wjazdowej, antaby i zamki bram - wywieziono do pobliskiego Osieka. Siedmiohektarowy sad założony w latach 20-tych zniszczono wypasając w nim krowy.
Jak można się było dowiedzieć z doniesień prasowych: parterowe pomieszczenia o kolebkowych sklepieniach z lunetami i renesansowymi kamiennymi obramieniami okien i portali, przeznaczono na wylęgarnię kurcząt, stołówkę pracowniczą i kuchnię (…). Pałac i otaczający go park zaczął obrastać zielskiem, chlewami i komórkami, składami opału, psimi budami. Niszczał mansardowy, łamany dach, woda zalewała mury…
Wkrótce budowla była w opłakanym stanie - bez koniecznych remontów, z przeciekającym dachem pokrytym blachą, wodą płynącą po ścianach z uszkodzonych rynien, rozprzestrzeniającą się po murach wilgocią, próchniejącym drewnem i walącą basztą.
Niestety, z pisma Józefa Stanisława Dunina z 1968 roku do Wojewódzkiego Konserwatora wynika, że rozmiary zniszczeń są zastraszające, a dewastacja przerosła znacznie okres wojenny…
W nocy z 18-go na 19-go października 1969 roku, chwilę przed drugą w nocy, chłopcy wracający z wiejskiej zabawy zauważyli słup ognia nad pałacem. Budynek płonął jak pochodnia. Ogień wybuchł w części wschodniej, błyskawicznie rozprzestrzenił się po dachu i strychu i objął wieże, pomieszczenia pierwszego piętra i klatkę schodową.
Przybyłe z pobliskich miejscowości Ochotnicze i Zawodowe Straże Pożarne były bezsilne z braku dostępu do wody. Trzy lata wcześniej powódź przerwała groble na stawach, co spowodowało ich wyschnięcie i mimo poleceń Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Wadowicach, nie naprawiono zniszczeń. Wodę do gaszenia pożaru wożono beczkowozami z odległości 4 km. Nad ranem po pałacu zostały już tylko smutne zgliszcza. Spłonęło doszczętnie pierwsze piętro, ocalał tylko częściowo parter.
List Adamka Jarzyny, długoletniego pracownika majątku, do Józefa Stanisława Dunina zawierający słowa współczucia i rozważania dotyczące przyczyn pożaru:
25.X 1969r. Głębowice
Z wielkim bólem serca składa Wielemożnemu Panu Dobrodziejowi, wyrazy mego bólu i współczucia z powodu tej katastrofy, co się wydarzyła w nocy z ubiegłej soboty na niedzielę, z powodu niedbalstwa pewnych czynników.
Mojem zdaniem ci co okrywali dach tego zabytkowego zamku, przez fałszywe rozumowanie, że się pod ciężarem jego polepy zerwie sufit z powodowali, że piętro nie miało żadnej ochrony przed ogniem, bo ja tak myślę, gdyby była polepa, która była z cegieł, nie mogło by tak prędko się zapalić piętro.
Drugim winowajcom mojem zdaniem, ponosi moralną odpowiedzialność Zarząd Hodowli ryb, 2 czy 3 lata jak powódź przerwała grobel z powodu małego przepustu wody, gdyż były tylko pojedyncze rury i ciasne do tego, o małym odpływie, i tu też winę ponosi stawowy obecny Jan Górkiewicz zwany Kubiakiem, że nie oszczegł tych co zakładali rury, gdyż nie pierwszy raz już przerwało grobel przy wielkiej powodzi.
Tam na tej grobli powinni byli zrobić most betonowy, jaki przy stawie Polańskim w Farawcu za lasem.
I także zarząd P.G.R. też ponosi winę, że zbagatelizował i nie dopingował Zarząd Gospodarstwa Rybnego, że przez 3 lata nie bywało wody przy tyle obiektach Gospodarstwa państwowego. Przy różnych okolicznościach może ogień powstać a jak niema wody w pobliżu, niemożność ratować – słomą i paszą napełnione…
Bardzo współczuję Panu Dobrodziejowi, naturalną rzeczą musiał być bardzo drogi i cenny. Gdyż w nim pod jego dachem się Pan Dobrodziej urodził i wychował i również Przezacni Bracia i Siostry i Ojcowie i Dziadkowie itd.
I dla mnie również był drogi, bo w niem pod Pańską troskliwą opieką się wychowałem, przez 10 roków, i nabrałem jakiejś ogłady towarzyskiej i poznałem życie publiczne i także jako obiekt zabytkowy i historyczny, co mi ś.p.ks. Kostyra opowiadał o dziejach w niem się rozgrywających.
Gdy poszedłem oglądać zgliszcza, łzy mimowoli cisnęły się do ocz.
Kończąc to moje ślamazarne bazgranie, składam Wielmożnemu Przezacnemu Państwu, głębokie ukłony i pozdrowienia. By Pan Jezus, Wam obdarzył długiem życiem z czerstwem zdrowiem i dobrem powodzeniem w życiu i pocieszył po tej stracie.
Wasz mały pupilek karzełek A.J.
Po pożarze Wojewódzki Konserwator Zabytków pokrył pozostałości pałacu płaskim, prowizorycznym dachem, który niekonserwowany szybko się zawalił. Od tego czasu, z braku odpowiednich zabezpieczeń, resztki zabytku ulegały smutnemu, nieprzerwanemu rozpadowi.
Na pozostałościach terenu dworskiego w centrum wsi Głębowice, w gąszczu krzaków i chaszczy, dostrzec można resztki ceglanych murów ze smutnymi oczodołami obramowań okiennych. Kiedyś jeszcze nad północnym wejściem widniała tablica fundacyjna Pisarzowskich z 1646 roku, a nad południowym - herb Łabędź Duninów. Kiedyś dało się jeszcze wejść na szczyt zachodniej wieży. Pamiętam. Wchodziłam.
Porzucone, zaniedbane, niezabezpieczone, z roku na rok głębowickie ruiny ulegały dalszemu, cichemu procesowi niszczenia i rozkładu. Zawalały się kolejne fragmenty ścian, runęły stropy piwnic. Posiadając wiedzę i wykorzystując wyobraźnię gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec ślady kiedyś pięknych alei grabowych oraz resztki wałów ziemnych i fosy, ale po dawnej świetności tego miejsca pozostało jedynie wspomnienie.
Głębowice, przez swoje położenie na szlaku komunikacyjnym wschodu z zachodem, były narażone na ataki i często musiały znosić przemarsze różnych wojsk. Pałac przetrwał najazd husytów, Szwedów, zabór austriacki i dwie wojny światowe, a uległ prawie całkowitemu zniszczeniu w czasach pokoju…
Rok 2018:
W 1980 roku zmarł w Krakowie Józef Stanisław Dunin – ostatni właściciel głębowickiego majątku, dla którego pałac był domem, do którego nigdy nie zdołał powrócić.
Po śmierci Józefa Stanisława prawo własności Głębowic odziedziczył po nim jego jedyny syn, Piotr Józef Włast Dunin ze Skrzynna (1946-2020).
W 2019 roku, po bardzo wielu latach starań i dzięki nieocenionemu zaangażowaniu żony Piotra, Danuty z Nielubowiczów, głębowicki zespół pałacowo-parkowy wrócił do rąk rodziny Duninów.
Po śmierci Piotra Dunina w 2020 roku właścicielami Głębowic zostali: jego żona Danuta, syn Piotr Włast i córka Barbara Anna.